Najważniejsze, że żyjemy (krótka2)
Paulina Wawrowska - mieszkanka zawalonego budynku - powiedziała w rozmowie z PAP i Polskim Radiem PiK, że spotkała ją największa tragedia w życiu, a los zabrał jej rodzinie nowe życie, które próbowali ułożyć w ostatnich latach po wiadomości o chorobie męża.
"Był wybuch i huk. Wszędzie zrobiło się ciemno. Próbowałam ratować męża, który ma białaczkę. Najważniejsze, że się udało i żyjemy. Dzięki Bogu nie było dzieci. Mężczyzna w stanie nietrzeźwości próbował chyba podłączyć butlę z gazem. Tak było słychać, a potem był wybuch. On wrócił z tą butlą i było słychać tak, jakby ktoś z karchera puścił wodę. Wszystko, co było u góry, spadło nam na głowy na dół. My byliśmy w środku budynku" - wskazała Paulina Wawrowska.
Dodała, że ona mieszka z mężem, a jej teściowa ze szwagrem i synem obok.
"Wszystkie osiem osób — z czterech rodzin — były w budynku. Sześciu udało się opuścić budynek, a dwie zostały zabrane do szpitali" - mówiła PAP i Polskiemu Radiu PiS kobieta. (PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ apiech/